Do wypadku często dochodzi w prozaicznych momentach dnia codziennego. Wtedy kiedy najmniej się tego spodziewamy. W takich okolicznościach obrażeń doznała bohaterka dzisiejszego artykułu, pasażerka miejskiego autobusu. Kobieta opuszczała autobus tylnym wyjściem. Podczas schodzenia, potknęła się na wyrwie lub dziurze w jednym ze stopni. Straciła równowagę i wypadła na ulicę, uderzając plecami o krawężnik. Nie była w stanie się podnieść. Została przewieziona to szpitala, gdzie badania diagnostyczne wykazały poważne zmiany w kręgosłupie. Poszkodowana nie chciała poddać się operacji, pomimo, że odczuwała promieniujący ból do rąk i nóg. Dokuczało jej mrowienie i drętwienie kończyn. Poszkodowana, przez wiele miesięcy, uczęszczała na fizykoterapię. Ból jednak nie ustępował. Testy neurologiczne wykazały poważne uszkodzenia nerwów w kręgosłupie. Konieczne było przyjmowanie zastrzyków sterydowych i silnych leków przeciwbólowych.
Poszkodowana pozwała miejską korporacje transportową o odszkodowania za doznane obrażenia ciała, twierdząc, że pozwany nie dochował należytej staranności w zarządzaniu, konserwacji, kontroli oraz utrzymaniu autobusu w bezpiecznym stanie. Prawnicy miejskiej korporacji odparli zarzuty, wskazując, że pozwany nie został powiadomiony o defekcie, ani go nie stworzył, w związku z czym, w żadnym stopniu nie był odpowiedzialny za to zdarzenie.
Największą trudnością w tej sprawie, było udowodnienie istnienia samego defektu. Poszkodowana nie miała bowiem szansy go sfotografować. Prawnicy pozwanego utrzymywali, że poszkodowana nie wykazała, aby ktokolwiek z pracowników miejskiej korporacji wiedział lub został powiadomiony o rzekomym defekcie. Nie było również wiadomo, czy pozwany miał odpowiedni czas na naprawienie schodów. Prawnicy miejskiej korporacji twierdzili, że cały pozew oparty był wyłącznie na spekulacjach poszkodowanej. W związku z powyższym, pozwany wniósł o oddalenie pozwu.
Poszkodowana złożyła wniosek przeciwny, argumentując, że udowodniła istnienie spornych okoliczności faktycznych dotyczących wypadku. Uważała, że nie było podstaw do oddalenia pozwu i sprawa powinna zostać rozpatrzona przez ławę przysięgłych. Sędzia oddalił wniosek pozwanego, przyznając rację poszkodowanej. Sprawa trafiła do procesu, gdzie to ławnicy mieli ocenić stan faktyczny i zadecydować o odpowiedzialności oraz ewentualnym odszkodowaniu.
Poszkodowana utrzymywała, że w związku z wypadkiem doznała bardzo poważnych uszkodzeń nerwów w kręgosłupie, które trwale nie pozwalają jej powrócić do pracy i wykluczają z wykonywania obowiązków domowych. Zeznała, że podczas gdy przed wypadkiem była bardzo aktywna, teraz nie może już chodzić na spacery, spotykać się ze znajomymi i uprawiać sportu.
Po burzliwym procesie i zaciętej wymianie argumentów obydwu stron, ławnicy uznali, że pozwany nie dochował należytej staranności w utrzymaniu autobusu w bezpiecznym stanie i ponosił 75% odpowiedzialności za wypadek. Pozostała część winy została przypisana poszkodowanej, za to, że nie patrzyła pod nogi i nie zauważyła defektu.
Przed podjęciem werdyktu, ławnicy uznali, że w związku z wypadkiem, poszkodowana doznała znacznych ograniczeń fizycznych. Ławnicy ocenili także, że poszkodowana doznała tymczasowych ograniczeń, które przez nieprzerwany okres 90 dni, mieszczący się w pierwszych 180 dniach po wypadku, wykluczyły ją z prawie wszystkich najważniejszych codziennych czynności.
Na podstawie werdyktu ławy przysięgłych, poszkodowana otrzymała odszkodowanie w wysokości $3,143,000, w tym $2,000,000 za doznany ból i cierpienie, $52,000 za koszty medyczne, $120,000 na przyszłe leczenie oraz $491,000 za utracone zarobki. Spory przeciwko miastu lub miejskim korporacjom są często długotrwałą batalią o należyte odszkodowanie. Ta sprawa po raz kolejny udowadnia, że warto walczyć o swoje, gdyż w amerykańskim procesie wszystko się może zdarzyć, a odpowiedni wybór ławników często prowadzi do wygrania zawrotnej sumy.
コメント